sobota, 11 stycznia 2020

[Esej] Egoizm


     Przez ostatnie lata nasiliło się u mnie rozpoznawanie jednej z najmniej pożądanej ludzkiej cechy, jaką jest egoizm. Może to nie jest tylko zwiększone uczulenie na nią, a po prostu fakt. W każdym razie problem ten towarzyszy ludzkości od zarania dziejów i jest przyczyną największych katastrof, które spotkały nas w przeszłości; chociażby wiele wojen uaktywniło się z przekonania o własnej słusznej wartości jak wiara w jedyne prawdziwe dogmaty czy prawo własności do ziem, złóż naturalnych lub innych dobroci. Sama druga wojna światowa, czyli najbardziej znana krwawa historia ludzkości wynikała ze wpojenia przez Hitlera ludowi niemieckiemu o swej wręcz fanatycznej wyższości nad innymi rasami. Tym samym sugerując, że świat należy do nich, bo są potomkami wielkich mądrych ludów i niegodne jest dla nich życie w biedzie, jaka w tych czasach panowała na ich ziemiach. Oczywiście to dawne historie, a na naszych oczach rozgrywają się akcje, których efekty są widoczne już teraz i będą się pogłębiać przez lata.

     Objawy ludzkiego egoizmu widać każdego dnia. Drobiazgowe, ale jednak. Niezliczoną ilość razy przekonałem się o tym chociażby, podczas zwykłych zakupów w supermarketach. I nie mam tutaj na myśli walki o karpie czy przeceny butów. Biorąc pod wyjątek sprzedawców, niektórzy ludzie zachowują się jakby byli tam kompletnie sami. Nieraz zdarzyła się sytuacja, że ktoś zatrzymał się wózkiem w znaczącym miejscu, blokując tym sposobem przejście dla innych. Czasami miałem ochotę wykopać wózek na drugi koniec sklepu, by dana osoba nauczyła się, że nie jest tutaj sama. Oczywiście nigdy niczego takiego nie było. Nie jestem furiatem. Zawsze odnajdywałem w sobie pokorę, by zwyczajnie poprosić daną osobę o ustąpienie drogi. Lub po prostu wybrałem inny sposób by dostać się tam, gdzie miałem zamiar. Mimo wszystko ludzie powinni mieć uruchomioną szarą komórkę powtarzającą, że nie żyją sami na tym świecie.

     Inny przejaw egoizmu, choć małostkowy to jednak miałem zaszczyt takowy ujrzeć całkiem niedawno, gdy jechałem pociągiem do Poznania. Do przedziału wsiadł pewien mężczyzna ze swoją córką. Dziewczynka zdejmując kurtkę, skierowała się w stronę wieszaka, by na nim ją powiesić. Ojciec w tym czasie siedział i być może myślał o niebieskich migdałach, bo na pewno nie o tym, by jej pomóc. Zdaję sobie sprawę, że jako rodzić trzeba uczyć dziecka samodzielności, ale są pewne granice, a w tym przypadku jedna została przekroczona. Uważam, że będąc gdziekolwiek w miejscach publicznych, czy chociażby w domu z innymi osobami musimy mieć świadomość o mniejszych lub większych problemach jednostek, które mogą wymagać ingerencji.

     Zastanawiałem się długo, co jest przyczynkiem do powstawania tego zjawiska. Coś mi w głowie świeciło od dawna, jednak przy uzyskaniu pełniejszej odpowiedzi pomogła mi pewna bliżej niesprecyzowana osoba z Internetu. Poruszyłem z nią również nieznaczący na tę chwilę temat. Ważny tutaj był poziom dyskusji, który wynikał z różnic światopoglądowych. W gwoli zrozumienia oznajmiam, że podczas dialogu w żaden sposób nie miałem zamiaru niczego narzucić czy nakazać tej osobie. Człowiek jest wolną istotą, więc nie wolno robić takich rzeczy. Chodzi mi bardziej o sprawę omylności ludzi. Każdy może żyć w błędzie, spoglądając tylko na jedną stronę medalu. Konieczne wtedy jest, aby podjąć konstruktywną i obiektywną rozmowę licząc się z tym, że pewne poglądy zostaną naruszone i nastanie potrzeba ich reinterpretacji. By tego jednak dokonać potrzebne jest ówcześnie schowanie swojego ego do kieszeni. Wtedy razem można dojść do pewnego konsensusu bez złośliwości czy wyrywania sobie włosów z głowy. Niestety, choć próbowałem ustawić rozmowę na prawidłowe tory to finalnie opierała się ona na wymianie argumentami i stosowania kontry do tych otrzymanych chcąc wyjść zwycięsko z batalii. Wszystko po to, aby uznać, że samemu miało się rację. Rozumiem to. Znam to uczucie, gdy ktoś pocisnął mi argumentem obalającym moje spostrzeganie danego tematu. Nie chciałem nie mieć racji i szukałem tylko sposobu, by okazało się, iż jednak moja prawda jest prawdziwsza od cudzej. Jednak nie jesteśmy alfą i omegą. Popełniamy błędy i żyjemy w złych przekonaniach. Nieraz je w sobie odkryłem i zmuszałem się do refleksji, by coś zmienić. Czasami w lepszych, innym razem w gorszych wynikach. Jednak pracowałem i pracuję nad tym nadal. Inni też powinni, bo to może sprawić tylko i wyłącznie pozytywny wydźwięk. Tak też odpowiadając na pytanie źródła tego zła to doszedłem do wniosku, że problem egoizmu istnieje głównie poprzez doszukiwaniu się swoich indywidualnych korzyści, ignorancję oraz brak woli zrozumienia. Powinniśmy mieć tego świadomość i działać w tym temacie, bo, mimo iż moje dotychczasowe anegdotki mogą wydawać się mało znaczące, to tak naprawdę metodą kuli śnieżnej mogą doprowadzić do znacznych zmian w całym otoczeniu, w którym żyjemy.

      Przykładu można szukać w samej przyrodzie. Ostatnio widywałem wiele reklam dotyczących wymiany pieców na bardziej ekologiczne. Zawarte były w niej argumenty przeciw podjęcia środków uznawanych za potrzebne. Zdaję sobie sprawę, że dialogi osób tam występujących były wyreżyserowane, ale jestem przekonany o ich autentyczności. W każdym razie przybliżając temat jeden mężczyzna mówił o tym, że nie wymienił pieca broniąc się tym, że jego mały kopciuch nie może przecież tak bardzo nabroić w przyrodzie. Można przyznać mu rację, że ma on znikome działanie. Tylko czy mężczyzna nie pomyślał o tym, że nie jest pępkiem świata? Nie przyszło mu na myśl, że ludzi używających tego argumentu są setki tysięcy jak nie miliony? Tym samym takich pieców jest niezliczona ilość i to już stanowi bardzo dużą krzywdę dla środowiska przyrodniczego. Kolejno zaś ci, którzy zdają sobie z tego sprawę popełniają akt ignorancji. Uznają, że skoro sąsiad truje, to sam będę robić to samo. I koło się zamyka.

     Analogiczna sytuacja wiążę się z zaśmiecaniem całej planety. Chociażby toną plastiku. Najwięcej bałaganu zawsze widuję na plażach. Zaczyna się od pojedynczego śmiecia rzuconego na piasek. Osoba popełniająca ten czyn argumentuje go tym, że nic się nie stanie od rzucenia takiej małej plastikowej butelki. Szkoda, że nie jest to uniwersalny argument. Tak samo myślą miliony ludzi. I takim sposobem na plażach czy tym bardziej wodach lądują tony śmieci. A skoro już ich jest taka ilość to nie zaszkodzi jeszcze powiększyć śmietnika. Bo jak robić bałagan to na całego! Dając tym samym negatywny przykład, choć w takich przypadkach powinno działać się na przekór innym zachowując pozytywne i warte uwagi stanowisko. Żal mi, że przegrywam w tej walce, gdyż moja mentalność nakazuje przejścia chociażby kilku kilometrów przez miasto z plastikową torebką czy jakimkolwiek innym śmieciem, by wyrzucić go do kosza. Lecz porażki nie ponoszę tylko ja. Przegrywają wszyscy. Jednak najbardziej mi żal tych wszystkich ludzi, którzy urodzą się z problemem spowodowanym celowo przez ich przodków, bo ci uznają, że ten problem nie ich nie dotyczy, a najważniejsza jest ich własna wygoda.

     Idąc tym tokiem rozumowania chcę poruszyć kolejny temat, trochę bardziej polityczny. W każdym razie pamiętam jak mój wuja powiedział kiedyś w sprawie emerytur, że on już swoje zrobił i to młodzież powinna myśleć, co dalej. Faktem jest to, że aby system emerytalny działał, młodzi muszą rodzić dzieci, czy nawet prędzej pozostać w kraju. Niestety trudno o to skoro kładzie się im pod nogi kłody. Bo gdy jest możliwość jakiejś zmiany chociażby poprzez wybory każdy głosuje tylko za swoimi własnymi korzyściami. Nie patrzy się na młodych, czy przyszłe pokolenia doprowadzając do zadłużania kraju. Je zaś będzie musiał spłacać nie kto inny jak ci, którzy dopiero się narodzą. Kolejno w sejmie największy wpływ mają właśnie osoby starsze jak mój wuja, które uznawane są przez w opinii publicznej za autorytety. Niestety ci nie mają zamiaru nic z tym robić. Zamiast tego jeszcze go podniszczają zmniejszając wiek emerytalny czy dodając nowe uprzywilejowane grupy. Takie działania, jak najbardziej egoistyczne nie mają prawa wyjść na dobre w przyszłości.

     Po tym wszystkim widać jak na dłoni, że problem ten sięga bardzo daleko i będzie dla przyszłych pokoleń stanowić nie lada wyzwanie. O ile oczywiście nasz gatunek do tego czasu przetrwa, bo patrząc na to jak bardzo się dzielimy może sugerować bardziej pesymistyczny finał historii.
Z winy polityków wszystkich opcji i wszelakich mediów, które są nieobiektywne i jednostronne dochodzi do dzielenia społeczeństwa na kategorie. Jesteśmy niczym tort krojony przez pewne wpływowe osoby. Te z oczywistych względów próbują ukroić sobie jak największy kawałek. W wyniku tego jesteśmy posiatkowani. Z jednej strony mamy tak zwanych w opinii publicznej prawaków. Istoty, które w osobach innych aniżeli hetero normatywnych widzą zboczeńców, dewiantów, złoczyńców godnych utylizowania; obcokrajowca utożsamiają z zamachowcami czy osobnikami próbującymi bezczelnie coś narzucać. Z drugiej zaś strony jest nam mieć do czynienia z tak zwanymi lewakami, którzy w patriotach, czyli osobach kochających swój kraj widzą faszystów, wierzących mają za ciemnotę, (jakby sami byli wielce oświeceni) zaś z samego Kościoła robią instytucję rozpoczynającą się na literę „P”, której przez niechęć nie podam. Nie da się mimo wszystko ukrywać, że obie strony mają trochę racji w swych poglądach. Jednakże godnym uwagi jest fakt, że poprzez generalizację uwypuklają zachowanie jednostek jakby to było trzonem całej grupy. Nie widzą przy tym, że w wyniku takich wyczynów robią krzywdę praktycznie każdemu, przypisując niezgodne z prawdą łatki osób złych. To kończy się tym, że na marszach narodowych widzi się samych faszystów, zaś na równości zboczeńców czy wrogów Kościoła. W wyniku, rykoszetem może dostać przeciętny homoseksualista czy z drugiej strony ksiądz, poprzez z góry przypisane im łatki, z którymi nie mają kompletnie nic wspólnego. Takie zachowania są niestety podburzane przez ludzi, którzy próbują się na tym w jakiś sposób dorobić; tudzież dostać wysokie stanowiska, czy przynajmniej rozgłos. Nie mają oni najwyraźniej godności i są w stanie zrobić wszystko dla własnych korzyści piorąc mózgi milionowemu społeczeństwu. Finalnie takie działania mogą doprowadzić nawet do rozlewu krwi i tym samym powtórki z rozrywki uwiecznionej na kartach historii. Czego nie życzę ani sobie, a innym. Licząc na opamiętanie.